Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

Monolog nr 176534

Twory
– …No, bo…niby tak… A z drugiej strony jednak… Hm. Nie wiem… Dobra! Piotr, trzeba spróbować inaczej. Jeśli pomyśleć logicznie, to raczej oczywistym jest fakt, że Marek mnie lubi. Trzeba to tylko racjonalnie rozpatrzeć.

Bo w zasadzie to wystarczy spojrzeć wstecz. Spędzaliśmy ze sobą szmat czasu. Weźmy za przykład chociażby kino. Chodziliśmy tak naprawdę na cokolwiek, co się napatoczyło, bo po prostu było fajnie coś obejrzeć we dwójkę. No, na prawie wszystko. Marek omija horrory szerokim łukiem. Ja tam lubię. Czasami dobrze jest się przestraszyć… Ale gdzie to ja… A! I też chodziliśmy na lodowisko albo bardziej wywracaliśmy się na lodowisku. Tu raczej byliśmy zgodni… Raz nawet pojechaliśmy w góry. Pierwszy raz się poczułem tak staro. Byłem wtedy, i nadal zresztą jestem, dosyć młody, ale nie dla mnie takie wspinaczki. Z kolei Marek był w swoim żywiole. Ten to się nigdy nie męczy… No, w każdym razie często się razem spotykaliśmy. To zdecydowanie na plus… Chociaż, faktycznie, czasami mi odpisywał, że nie ma czasu, gdy go zapraszałem do siebie, no albo do tego kina na przykład. Może Marek przychodził tylko wtedy, kiedy nie miał po prostu nic lepszego do roboty… Nie, to raczej głupie myślenie. Każdy czasem nie ma czasu… Hm. W sumie, jak tak teraz myślę, to chwilami go denerwowałem. Zdarzyło się, że kiedyś wylałem na niego picie albo… albo jak raz zniszczyłem tę książkę, co od niego pożyczyłem. No, może nie zniszczyłem… bardziej podarłem jedną stronę trochę… Nie no, bez sensu. To są zbyt małe rzeczy. Zresztą Marek sam mówił wtedy, że wszystko w porządku i że się nie gniewa… Choć z drugiej strony takie rzeczy są zależne od perspektywy. To znaczy, według jednych to może być małe, a według drugich duże. Może Marek zalicza się do tych ostatnich? Mógł przecież kłamać, że się nie gniewa tylko po to, żeby nie sprawić mi przykrości. W sensie, no mógłby. To miły człowiek… Więc reasumując to wszystko, to trudno powiedzieć, czy mnie lubi, czy też—

O! Napisał do mnie! Dobra, co zrobić? Pasuje mu jakoś odpowiedzieć… A, najpierw by pasowało przeczytać, co napisał… Hm. Wysłał mi mema po prostu… W zasadzie wygląda na dosyć zabawnego, ale nie rozumiem, o co chodzi dokładnie. Wydaje mi się, że to nawiązanie do jakiegoś filmu…nie wiem, nie oglądałem… Cóż, coś mu muszę teraz odpisać, bo odczytałem już wiadomość, czyli już wie, że ją widziałem. Jak mu nie odpowiem w rozsądnym czasie, to pomyśli, że go ignoruję i zrobi mu się przykro. Znaczy no, powiedzmy, że nie jest to tak martw— Dobra, nieważne. Co mu odpisać? Z jednej strony mógłbym mu powiedzieć, że nie rozumiem żartu. Byłoby to fair rozwiązanie, ale mógłby się wtedy źle poczuć dlatego, że nie trafił z żartem. Ponadto zakładam, że jak mu to powiem, to będzie chciał mi tego mema wytłumaczyć, a nie mam na to teraz siły – muszę przecież dokończyć moje rozważania… Hm. Z drugiej strony mogę skłamać, że zaśmiałem się z żartu i napisać mu proste „XD”. To na pewno na teraz jest najlepsza opcja. Transakcja będzie udana po obu stronach: Ja mam jakiś spokój, a Marek będzie zadowolony, że mnie rozbawił. Problem jest taki, że jakby nie było, to to jest kłamstwo. A może zaistnieć taka sytuacja kiedyś, że Marek się znowu zapyta o tego mema i wtedy będzie mi głupio, bo nie będę w stanie go wytłumaczyć i wyjdzie, że nigdy go nie zrozumiałem i znów będzie Markowi przykro w jakiś sposób… Dobra, napiszę mu „xD”. Przez małe „x”. Oznacza to mniejszy śmiech, więc może będzie to taki damage control, że mniej się zaśmiałem, czyli że nie do końca zrozumiałem ten żart i przez to, jak się spyta później o jego wytłumaczenie, to będzie mi mniej głupio. To będzie taka moja tarcza trochę. Dalej wychodzę na ignoranta, ale nic to – przywykłem… Okej, wysłane.

I teraz tak… Wracając do moich przemyśleń to, faktycznie, można tutaj przytoczyć to, co się teraz stało. W sensie, Marek z własnej woli do mnie napisał. Ogólnie raczej dużo ze sobą piszemy. Jest to zdecydowanie argument za tym, że mnie lubi… Choć, fakt, może też do mnie pisać tylko dlatego, że jest miłą osobą i chciał mnie jakoś rozbawiać po pros—

Hm. Kolejna wiadomość. „Piotr, mogę wpaść do ciebie, bo jestem nieopodal?” Hm… Odczytałem… Znowu pasuje coś mu teraz odpowiedzieć… Dobra, nie panikuj… Bo przecież jasnym jest to, że chcę go widzieć. Lubię go. Szkoda, że jest tutaj raczej syf, a u mnie ostatnio niewiele się działo, więc nawet bym nie miał o czym mu opowiadać. No, ale cóż, będzie to i tak dobrze spędzony czas… Dobra, odpisane. Powinien wkrótce przyjść. Teraz tylko tu trochę posprzątać i skończyć moje przemyślenia. Myślę, że na spokojnie takie pół godziny mi wystar—

Odpisał. „Oke, będę za…” PIĘĆ MINUT! Ale jak za pięć minut!? Nie no, tak to ja nawet sensownego argumentu nie zdążę zrobić. Mógłbym te rozmyślania kontynuować później, ale wiem, że zanim to nastąpi, to będą mnie cały czas wnerwiać. Co robić? Co robić? Hmm… Chyba będę musiał po prostu je dokończyć w te trzy minuty, co mi zostały…

Dobra. Logicznie myśląc, Marek musi mnie lubić, skoro sam z własnej woli chce do mnie przyjść… Hm. Z innej strony jednak, przyszedł tu dlatego, że był blisko po prostu. Zatem, żeby przyszedł, musiała się wydarzyć jakaś okoliczność sprzyjająca… Wciąż niezaprzeczalnym faktem jest to, że chciał przyjść, a przecież mógł nie przychodzić w ogóle. Zatem musiał chcieć tu przyjść… Chociaż może przyszedł tu nie dlatego, że mnie lubi, tylko dlatego, że chciał sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku, bo może wiedzieć, że jest mi czasami smutno. Po pierwsze, oznaczałoby to, że martwię Marka – brawo dla mnie. Po drugie, tego typu przyjście to bardziej akt pomocy, niż coś, co by sugerowało, że się kogoś lubi… Ale znowu, jeśli chciał tu przyjść i mi w taki sposób pomóc, to oznacza, że mnie lubi raczej… Chociaż… chyba że… a może… Hmm. Nie wiem już. Szczerze, to nie mam pojęcia… Nawet jakby się go najzwyczajniej w świecie spytać, to skąd by można było uzyskać pewność, że to, co powie, mówi szczerze? Przecież mógłby mi powiedzieć, że mnie lubi tylko dlatego, żeby mnie podbudować na duchu. Jak wspomniałem, może wiedzieć, że się często zamartwiam. Ba! Ja to robię nawet teraz… No i co z tego… Dalej nie wiem, czy mnie lubi… I chyba nigdy nie będę wiedział… Hm. No cóż… O, puka do drzwi – przyszedł.
– Hej, Piotr! Jestem już. Możesz otworzyć?
– …
– Jesteś tam?
– …
– Może nie słyszy. Napiszę do niego.
– Już idę!
– A. No spoczko.
– Wejdź, wejdź… O, ciastka!
– Trzymaj. Zjemy później, co nie?
– Wiadomo. Sorki, że tak długo, ale próbowałem tu nieco ogarnąć. Sam widzisz, że jest tu nie najlepiej.
– Nie ma problemu. U mnie jest podobny, nazwijmy to, nieład artystyczny… Czyli mówisz, że oglądałeś „Światła Qur’u”?
– Eee…chyba nie rozumiem.
– W sensie ten film… Mema ci wysłałem z tego i…
– Aaa… No w zasadzie to nie widziałem… W sensie zaśmiałem się, ale—
– Spoko. Nie musisz tłumaczyć. Czasami też nie czaję, a się śmieję tylko dlatego, że inni też się śmieją. Można powiedzieć, że to taki klasyk.
– No… no właśnie. Nie będę ukrywał, tak się stało.
– …
– Co tam?
– A nic, tylko… Czy wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś średnio spał.
– Nie no, wszystko jest w normie. Może by mi się trochę więcej Słońca przydało i tyle… Za to ty sam wyglądasz, jakbyś nie spał w ogóle.
– Ano fakt. Wczoraj miałem taki ciężki dzień.
– To całkiem niedobrze. Opowiadaj, co się takiego stało?
– No to po pierwsze: zgubiłem klucze do auta. Nie wiem. Gdzieś przepadły w mieszkaniu i ślad po nich zaginął. Później, słuchaj, autobus przyjechał zbyt wcześnie, więc, naturalnie, spóźniłem się do pracy…

Grafika: Victoria Frechet